archiwum "alablog".... :-)
Maj 2007

31 V 2007 r.
"Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo, która uwierzyłaś, że spełnią się słowa powiedziane Tobie od Pana".

Maryja i Elżbieta – dwie kobiety otwarte na Boga. Wiedzą, że to On jest dawcą ich macierzyństwa, źródłem życia dla ich dzieci. Szczególne spotkanie Maryi i Elżbiety jest czasem, wzajemnego obdarowywania się. Miłość, która je ogarnia i którą darzą się nawzajem, jest żywym znakiem działania w nich Bożego Ducha. Nadzieja, która je ożywia, to także nadzieja, że Bóg wierny swemu Słowu, poprowadzi wszystko do końca zgodne ze swym zamysłem.

Pracowity czas jak zawsze... Dokładajac do tego pogodę taką jaka jest - efektu można się łatwo domyśleć. Kończy się miesiąc, a co z tym się wiąże koniczność dokonywania podsumowania. Jaki ten czas był? Co zmienił wokół nas? Co zmienił w nas? We mnie, w każdym wymiarze mojego życia?
Najbliższe dni spędzam na uczeli nadrabiajac zaleglosci w poznawaniu tajników marketingu i zarządzania.


27 V 2007 r.
"I ja odpuszczam ci grzechy...".

Kościół święty jako całość i każdy chrześcijanin z osobna są wezwani, powołani przez Pana Jezusa, do kontynuacji Jego dzieła zbawienia. Wzorem, odniesieniem w pełnieniu tej misji jest relacja Jezusa z Ojcem. Tak jak On pełnił wolę Ojca, tak Kościół i poszczególni chrześcijanie mają pełnić Jego wolę. To powołanie do kontynuacji misji Jezusa jest też moim powołaniem, zadaniem. Przyjąłem je wraz z obmyciem wodą chrztu świętego. Nie powinienem więc temu się dziwić czy też twierdzić, że to mnie nie obchodzi, nie interesuje, że to sprawa dla misjonarzy czy osób duchownych. Muszę pamiętać, że z tego zadania nikt nie został zwolniony. Ja też nie. Nie muszę jednak wstępować do seminarium czy zakonu, jechać na misję. Powinienem dawać świadectwo tam, gdzie żyję, uczę się, pracuje czy odpoczywam.

W misji wobec świata ja i Kościół święty nie jesteśmy sami. Umacnia nas Duch Święty, prowadzi, dodaje odwagi, pozwala wrócić na plac boju po doświadczeniu porażki czy porażek. W szczególny sposób Jego dar mądrości uzdalnia w rozeznawaniu zła, w jego przezwyciężaniu. Ale i On jest niejako "bezradny" wobec człowieka o zatwardziałym sercu, który chce "zatrzymać" zło dla siebie, z uporem odmawiając powierzenia go Bożemu miłosierdziu. Trzeba być czujnym, aby nie stać się takim człowiekiem. Swoją "ciemną" stronę życia powierzać systematycznie mocy Bożej Miłości, którą reprezentuje Kościół święty. Jakże trzeba cenić sobie to wyznanie Kościoła, kiedy kapłan w sakramencie pojednania wypowiada nad penitentem słowa: "I ja odpuszczam ci grzechy...". Dzięki temu wyznaniu uwolniony od grzechów penitent może znowu czuć się naczyniem Bożego pokoju.

Poproszę, aby Duch Święty napełnił cały Kościół i moje serce mocą Swej Obecności.

PS. Znak " " w nazwie tej zakładki na mojej www - mówi jasno dlaczego tu nie ma regularnych wpisów. Że nie ma ich dzień po dniu, nie znaczy, że nic się w tym czasie nie dzieje... Że jest to, co jest - niech to ewentualnie komuś w drodze do Niego pomoże...


21 V 2007 r.
Dałeś mi doświadczyć, jak mało sam mogę uczynić…Jak wiele zaś, otwierając się na pomoc innych…

Ciągle człowiek może się czegoś nowego nauczyć. Jeśli tylko chce, nawet od tych najmniejszych… Pracowity czas jak zawsze: obowiązki codzienne przeplatają się z „zakuwaniem” na studiach – kończy się semestr. Kolokwia, a i kolejne projekty czekają na realizację. W tym wszystkim zaś, jakże to ważne, aby nie utracić duchowego pionu. „Jeżeli Pańskiej nie macie pomocy, na nic się przyda wstawać, choćby o północy…”
Oby się w tym nie pogubić…

I coś jeszcze: wielka to radość w sercu człowieka, gdy nie brakuje mu okazji do służenia jako kapłan, gdy czuje się potrzebny, gdy inni tam, gdzie się pojawia, widzą w nim homo Dei.


17 V 2007 r.
„Smutek wasz zamieni się w radość…”

Wielkie dzieło – takie na około 300 lat – zostało dokończone. Cieszy się niejedno oko widząc efekt końcowy. Choć prace zakończone – to jeszcze postają zobowiązania :-)
Nie tracę jednak nadziei, że tak jak to tej pory – dobre serca przyjdą z pomocą.

Trwają na gorąco przygotowania do „małego” majowego odpustu. Już sporo jest zrobione, jeszcze kilka drobnych szczegółów. Szkoda, że w tym wszystkim nie będę mógł brać udziału (trzeba nadrabiać zaległości i do szkoły na zajęcia jechać).

I coś może tak z innej beczki…
Pomoc dobrych ludzi, ich wiedza i doświadczenie zawodowe pomogły mi popatrzeć na kilka spraw z innej perspektywy. Wniosek: jak czegoś nie wiesz – zapytaj innych… Po co wywarzać drzwi, które są otwarte.

Bartymeusz – dalej aktualny… a spraw dla niego – coraz wiecej…
Wołaj, jak możesz razem ze mną…


13 V 2007 r.
„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” - grzesznikiem.

Tak mi ostatnio jakoś blisko do Bartymeusza. Jego postawa wile może nauczyć, zwłaszcza w tym wszystkim, co się teraz wokół nas dzieje.
Czy mam siły, aby tak jak on wołać?
Posić za siebie...
Prosić za innych...

PS. Więcej o Bartymeuszu znajdziesz tutaj
A i jeszecze coś...: pierwszy 1000 odwiedzin na stronie :-)


12 V 2007 r.
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeżeli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich". J 14,23-24

W życiu nie wystarczą słowa poparcia, deklaracje przynależności, zapewnienia o przyjaźni i pamięci. Za fasadą pięknych, okrągłych, górnolotnych słów może kryć się pustka i życiowa bierność. Dotyczy to także relacji uczeń – Jezus, ja – Jezus.
Czy ja miłuję Jezusa? Czy w miłości nie ograniczam się do samych, może i pięknych, ale tylko słów, deklaracji, zapewnień? Czy potwierdzam moją miłość do Pana czynami, których inspiracją jest Jego nauka? Czy zachowuje całą nauką Pana, a nie tylko wygodne dla mnie jej części czy fragmenty?
Czyny naznaczone dobrem i miłością są dla drugiego pozytywnym sygnałem o tym, że może bezpiecznie skierować się w moją stronę, że zostanie przyjęty, ugoszczony, wysłuchany. Na ten sygnał z mojej strony czeka także sam Bóg. On jest zainteresowany pobytem w moim sercu i życiu na stałe.
Czy o tym pamiętam? Czy moje życie, serce jest otwarte dla Pana Boga? Czy może On tam "trafić" po śladach moich dobrych czynów, inspirowanych Ewangelią? Czy chcę, aby On "trafił" do mnie, aby Ojciec i Syn we mnie przebywali? A może boje się, że będzie wówczas w moim życiu, sercu za ciasno i lepiej, aby Pan pozostał u siebie, w niebie? Ja będę w razie konieczności, ostateczności, sytuacji pod bramkowych zapraszał Go, wzywał, prosił o pomoc i wsparcie. Po za tym wolę mieć moje życie i serce tylko dla siebie. Czy zdaje sobie sprawę, że brak w moim życiu czynów inspirowanych Ewangelią, może być dla Pana Boga bolesnym sygnałem braku w moim sercu miłości wobec Niego?

Pomodlę się o dar miłości potwierdzonej nie tylko słowami, ale i czynami.

Pracowita sobota. Pielgrzymi w natarciu. Wspieram współbraci do południa, potam jadę na zajęcia do szkoły...
Dzięki za wszelkie informacje mówiące o przydatności tego, co tutaj piszę :-)


9 V 2007 r.
„Kto trwa we Mnie…”

Stawiam sobie pytanie – jakie jest to moje w Nim trwanie….
Stawiam pytanie – jak inni dzięki mojej posłudze i mojemu świadectwu mogą trwać w Nim…

Kolejne sprawy – trudne bardzo – trzeba obmodlić…
Tak sobie czasem myślę, czy z nie powinienem z czynnego trybu przejść w kontemplacyjny… bo tyle tego ostatnio jest. Nie tracę nadziei, że wspólnymi siłami – da się to, co najpotrzebniejsze – wyprosić. Proście, a otrzymacie…

PS. Poszukujących kontaktu ze mną, zachęcam do pisania e-maili. Nie bywam w sieci regularnie.


8 V 2007 r.
„Dziękujcie Panu, bo jest dobry…”

Tak to już dzisiaj jest, że wiele spraw – trudnych po ludzku – z Jego pomocą jakoś się porządkuje. Wystarczy za bardzo nie przeszkadzać – a „samo” się załatwi.
Trochę zabiegania i załatwiania przeróżnych spraw. Ciągle się czegoś człowiek uczy. Prace przy Sanktuarium – idą pełną parą. Jak nic nie wypadnie – na Odpust majowy – będzie wszystko – jak nowe.

PS. Czy to, co piszę – ktoś czyta?


3 V 2007 r.
Wykonać to, co do nas należy…

I mieć świadomość, że się nie zmarnowało otrzymanego od Pana Boga czasu.
Inni w tym czasie odpoczywają – je coś nie bardzo… ale mam nadzieję, że to się uda wszystko nadrobić.
Bylebym w tym wszystkim nie był sam. Tym, którzy są – dziękuję za to, że jesteście :-)
Kolejne spotkania, kolejne sprawy powierzone moim modlitwą…
Dam temu wszystkiemu radę?

PS. Poszukuję okularów, bo nie wiedzę …. Kto pomoże?


Powrót do "alablog"